Co za koszmarnie rozpoczęty wtorek. Nie dość, że się źle czuję, to jeszcze nie mogę się skupić, jestem jakaś podminowana i na dodatek dałam się wyprowadzić z równowagi w pracy. Ciągle sobie obiecuję, że się nie będe w pracy denerwować, bo to nie jest warte mojego zdrowia. Ale czasami mi puszczaja nerwy. Martwię się początkiem roku i reakcją Dawida. Wiem,że nic na to nie poradzę, że nie powinnam, że to..., że tamto.
Ale mam słabsze dni i wtedy łatwiej mnie wytrącić z równowagi. Chyba jestem też zmęczona psychicznie. Urlopem też się denerwuję, chyba zwariowałam, ma być fajnie a ja się stresuję. Nienawidzę siebie za to. Za moje podejście do życia, za ten strach , który ciągle czuję.
Ostatnio jest troszeczkę lepiej, bo jestem bardziej świadoma tego co się ze mną zieje i próbuję jakoś na to wpływać. Ale jeszcze długa droga przede mną.
Nie znalazłam jeszcze uniwessalnej metody na uspokojenie. Poszukuję....