Archiwum 03 września 2020


wrz 03 2020 co dalej
Komentarze (0)

Powinnam uświadomić sobie i przyjąc do wiadomości fakt, że tak naprawdę jestem sama 0 z problemami, z życie, z wychowaniem Dawida, z załatwianiem wszystkich spraw. Jesli to przyjmę do wiadomości i jakimś cudem zaakceptuję może będzie mi łatwiej ciągnąc to dalej. Przez całe życie wisiałam na kimś-na rodzicach a, na koleżankach a potem na Marku. Wydawało mi się, że to normalne, że skoro razem jesteśmy to również razem żyjemy i wszystko robimy razem. Doprowadziło to do sytuacji ze nie potrafie żyć swoim życiem. Gdy Dawid zacznie swoje życie nie zostanie mi nic-Marek już dawno sie odsunął od nas i zamknął w swoim świecie. Obecny ciałem ale nie duszą. Nie mam pomysłu na to jak mam mu pomóc. Zresztą ja moge tylko zaszkodzić-dupa ze mnie nie psycholog.

Wszystko to jest tak zagmatwane, że nie wiem jak się mam za to brac i co mam myśleć? Czy zmarnowałam 25 lat życia? W pewnym sensie tak. Czy jest za późno? Nigdy nie jest. Tylko nie wiem jak mam to zrobić. Przerażenie mnie paraliżuje. Kłopoty i trydności przerażają. Nie potrafię pozbyć sie uczucia strachu i beznadziekności. Nawet myślenie, że każda chwila może być ta ostatnią i trzeba się nią cieszyć nie pozwala miżyć jak chcę. Ciągle myśle o przeszłości żałując dosrych chwil i płacząc nad złymi i zamartwiam się przyszłością choć tak naprawdę niewielki mam na nia wpływ. Liczy się tylko podejście do życia, odpowiednie patrzenie na świat, radość z każdej chwili. Wszystko to wiem, wierzę w to ale ciągle nie potrafię tego zrobić.

To już nie jest kwestia co zrobić, żeby dobrze żyć ale jak to wcielić w życie. Jak zmusić samą siebie żeby lepiej myśleć, więcej się cieszyć, śmiać, nie martwić.